Japonia po II Wojnie Światowej w swoim pędzie wielkich miast musiała gdzieś jeść, a że każda minuta była i jest cenna to zaczęły się otwierać małe restauracyjki, których właściciele dopracowali je do perfekcji, w tym także obsługę klienta.
Pomyśleć, że jeszcze do końca epoki Edo czyli do połowy XIX wieku mięso było w japońskiej kuchni tematem tabu. Jedząc słynny Ramen z wieprzową wkładką, czy też łechcąc podniebienie słynną japońską wołowiną z Kobe (jedną z najdroższą na świecie) trudno uwierzyć, że te dania mają tak krótką historię.
Jedzenie jest wszędzie, zwłaszcza wokół strategicznych punktów jakimi w wielkich miastach takich jak Tokyo czy Osaka są dworce. Każdy znajdzie coś dla siebie w zależności od zasobności portfela, jak i ilości wolnego czasu. W urokliwym Kyoto czas płynie wolno. Jest tu czas na herbatę, która przywędrowała wieki temu z Chin, ale to Japończycy odkryli matchę czyli wersję sproszkowaną, która nie tylko trwale się zrosła z kulturą, ale jest podstawą wielu dań w tym deserów czy lodów.
No i w końcu sushi – czyli surowa ryba w najczystszej postaci, najczęściej bez zbędnych dodatków czyli zupełnie inaczej niż możemy spotkać w sushi barach na pozostałych kontynentach.
Nie zapominajmy też o alkoholach – Japonia to kraj Sake, która jest wytwarzana w procesie fermentacji ryżu. Japonia to także whisky czy piwo, bo Japończycy fascynują się zarówno Europą jak i USA, ale wszystko muszą przetworzyć na swój sposób, tak jak kiedyś pismo czy architekturę przybyłą z Chin, tak jak teraz nowinki z Europy czego skutkiem są masowane krowy i ich wołowina czy też prozaiczna toaleta z podgrzewaną deską i mnóstwem guziczków.
Jak ktoś będzie miał niedosyt tej mieszanki nowoczesności i tradycji zawsze będzie mógł wybrać się do robot restaurant… smacznego!